JADWIGA DYLICH
nauczyciel szkoły w latach 1970-2000
Do Radlina przyjechałam w sierpniu 1970 roku, po ukończeniu historii w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Znalazłam się tu przypadkowo i nie zamierzałam być dłużej niż trzy lata. Taki okres miałam obowiązek odpracować w szkole.
Jechałam do Radlina całą noc w okropnym tłoku. Przyjechałam i dosłownie zdębiałam, gdy zobaczyłam szkołę. Pełny szok. Widziałam wiele szkół, ale ta była "wyjątkowa". Obok niej stały jeszcze dwa inne budynki. Jeden w ogrodzie, a drugi bliżej głównej drogi.
Zamieszkałam, a raczej przebywałam w kuchni, w której fatalnie się paliło. Meble (graty !!!) pożyczyłam z Domu Górnika. Tak było w pierwszym roku pracy.
Potem dostałam inne pomieszczenie, kupiłam meble na raty i dalej pracowałam (byle wytrzymać nakazane trzy lata).
Z pierwszego roku pamiętam rajd nocny w Wiśle, na który namówiła mnie koleżanka ucząca w.f. (i zarazem organizator) Urszula Guszczyńska. Wejść na górę weszłam, gorzej było z zejściem. Na drugi dzień bolały mnie mięśnie i wejście na drugie piętro było straszne.
W budynku, w którym mieszkałam, znajdowała się również "świetlica", w której odbywało się dożywianie. Szczególnie utkwiły mi w pamięci "kakauszale" (pisownia fonetyczna). Mieściła się tu również pracownia dla monterów aparatury radiowej i telewizyjnej, w której "królował" inżynier Kostro oraz biblioteka z panem Hawryłkiewiczem.
W budynku, tym 1-piętrowym, była również łazienka, w której lubiły przebywać myszy. Pamiętam, że jednego razu w wannie było ich 13 (liczyłam). Weszły, by zjeść mydło ale nie umiały wyjść. Więc pan Łojko (woźny) je "wyswobodził".
Sięgając pamięcią do pierwszych lat pracy pamiętam, że dobrze pracowało się z uczniami takich zawodów jak: monterzy aparatury radiowej i telewizyjnej, laborantki chemiczne, elektrycy, krawcowe.
Bardzo ciepło wspominam te lata, gdy na pierwszym piętrze uczyła Romana Owczarzy, Maciej Grzebieniowski i ja. Maciek robił nam na dużą przerwę herbatki. Miał wyjątkową cierpliwość do mnie. Uczyłam się obsługiwać projektor. Tylko Maciek, uczniowie i ja wiemy, ile razy zrywały nam się filmy i trzeba było je kleić. Ja bym wyszła z siebie i stanęła obok. Maciek był niewzruszony, bez nerwów. Tak zostało do dzisiaj.
Jadwiga Dylich
> > > wróć