GRAŻYNA SZWEDA
dyrektor szkoły od roku 2001, wicedyrektor w latach 1992-2001, dyrektor w latach 2001-2011
Dwadzieścia lat temu podjęłam pracę w Zasadniczej Szkole Zawodowej nr 2 w Wodzisławiu Śl. jako nauczycielka języka rosyjskiego w niepełnym wymiarze godzin. Jednocześnie uczyłam w jednej z radlińskich podstawówek języka polskiego. Miałam wtedy trzydzieści lat, nic więc dziwnego, że wspominam tamte czasy z nostalgią, chociaż pracowałam bardzo ciężko biegając między jedną a druga szkołą.
Piętrowy budynek "zawodówki" nie był zbyt okazały. Można było do niego dojść z dwóch stron - od koksowni i od strony ulicy Korfantego. I tu zaczynały się schody - w sensie dosłownym. Trzeba je było pokonać wspinając się na wysoko położony pomost przerzucony nad torami kolejowymi. Pracownicy koksowni skracali sobie drogę : dziura w płocie, spłoszone spojrzenie w lewo - w prawo i "myk" przez tory. Wstyd się przyznać, ale czasami, pędząc z podstawówki, też korzystałam z tej możliwości.
Najmilej wspominam wspaniałą atmosferę pracy - była to niewątpliwie zasługa moich koleżanek i kolegów - serdecznych, życzliwych światu i ludziom. Do dzisiaj uśmiecham się na wspomnienie sklepiku uczniowskiego, którym opiekował się nasz kolega matematyk, Czesław Wołoszyn. To był najlepiej zaopatrzony sklepik w kraju. Czego w nim nie było! W latach osiemdziesiątych wielkim rarytasem była mąka ziemniaczana - i tę właśnie mąkę kupowałam w naszym sklepiku, w sprzedaży wiązanej z dżemem, następnie taszczyłam do zaprzyjaźnionej podstawówki. Takie czasy.
Trudno wybrać z dwudziestu lat życia krótki fragment, który chciałoby się "ocalić od zapomnienia". Myślę, że trzeba podkreślić, w jak bardzo trudnych warunkach wówczas pracowaliśmy. 38 klas w dziewięciu salach lekcyjnych, bez sali gimnastycznej. Korzystaliśmy z sal w szkole górniczej uprawiając dziesięciominutowe marszobiegi między budynkami.
Kolejni dyrektorzy czynili starania, by przenieść szkołę, wydawało się jednak, że "tymczasowe, prowizoryczne" pomieszczenie ZSZ jest nie do ruszenia. Nastąpiło to dopiero w 1993 r. W maju tego roku pojechałyśmy do Pszowa z Panią Haliną Balicką, dyrektorem szkoły. Byłyśmy umówione z Panią Janiną Ptaszyńską, dyrektorem likwidowanej szkoły górniczej, po której przejmowaliśmy budynek. Nie potrafię dzisiaj powiedzieć,co czułyśmy chodząc po pustej prawie szkole. Niewątpliwie z jednej strony ogromną radość, bo przeprowadzaliśmy się do budynku o wyższym standardzie, z salą gimnastyczną !! (wtedy nam nie przeszkadzało, że niepełnowymiarową); z drugiej - zakłopotanie, bo zajmowaliśmy miejsce likwidowanej szkoły, jej nauczyciele zmieniali pracę, byli niepewni dalszych zawodowych losów. Wielka w tym zasługa ówczesnych dyrektorów szkół - Pań Janiny Ptaszyńskiej i Haliny Balickiej oraz przedstawicieli KWK "Anna", że przekazanie budynku odbyło się w atmosferze wzajemnej życzliwości i zrozumienia.
Nadszedł sierpień 1993 r. Przeprowadzka !! Można powiedzieć, że był to czas ogółnoszkolnego dźwigania: mebli stanowiących wyposażenie sal, kilku tysięcy bibliotecznych woluminów, dokumentacji itp.. Pierwszego września przywitaliśmy młodzież w murach pszowskiej szkoły.
A potem ? No cóż, codzienna praca i tworzenie bazy szkoły niejako od podstaw. To, co posiadamy dzisiaj, w sensie materialnym, to wynik ostatnich dziesięciu lat - wymiana mebli szkolnych, unowocześnienie bazy, komputeryzacja. Nie można także zapomnieć o rozwoju szkoły poprzez otwieranie nowych kierunków, tworzenie nowych szkół.
Uważam, że jako społeczność szkolna osiągnęliśmy bardzo dużo. Wszystko, czym dzisiaj szczycimy się, to rezultat pracy znakomitego zespołu nauczycieli, wspaniałej młodzieży i jej rodziców. Cieszę się, że mogłam z nimi pracować.
Grażyna Szweda
> > > wróć